Wiem, że zapewne po tytule będziecie się spodziewać jakiegoś przeciętnego gadania o świętach jako czasie miłości, pokoju, spędzania czasu z bliskimi, bądź narzekaniu jak to w Jumbo, Sklavenitisie czy innym Lidlu są kolejki. Bo przecież tylko ja wpadłem na pomysł robienia zakupów wcześniej niż dzień przed Wigilią, prawda?
Niektórzy pytają mnie, jak to jest spędzać święta w miejscu, gdzie nie ma choinek, ani śniegu. Część osób broni się argumentem, że „jak to, przecież w Troodos jest śnieg!”. Inni natomiast wypominają, że najczęściej Wigilia w Polsce nie jest usłana białym puchem, a pluchą, szarością z domieszką dowodów na posiadanie zwierzątka. Ja dalej nie rozumiem, jak można nie sprzątać po swoim psie? To jak jakbym ja, bez cienia żenady, odwalił numer z „Dnia Świra” pod balkonem sąsiada i potem jak gdyby nigdy nic, wrócił do swoich spraw. Kto nie oglądał, polecam – i nie, wbrew pozorom nie jest to komedia.
Ja na pytanie zawarte wcześniej najczęściej odpowiadam – a co to za różnica? Czy święta można mierzyć warstwą śniegu? Czy atmosferę Wigilii mierzy się tym, ile choinek, drzew widać za oknem? A może do każdego domu powinna chodzić Państwowa Komisja (Gier i Zakładów), która będzie wyliczać ze wzoru skróconego mnożenia, gdzie jest bardziej świątecznie, a gdzie mniej? Święta – i generalnie całe nasze życie i otoczenie z nim związane – nie zależą bowiem od tego gdzie jesteśmy. Możemy być na Cyprze, w Polsce, na Bahamach, czy w Tanzanii. Ważne jest to, kim jesteśmy tak naprawdę.
Święta bowiem to czas, kiedy mogę się na sekundę zatrzymać, usiąść i przemyśleć. Czy bowiem mamy się po co spieszyć? Czy to, że się denerwujemy, ma jakiś sens? Jestem cholerykiem, narzekaczem i to fakt powszechnie znany, jednak czy to koniec końców ma jakieś znaczenie? Nie zmieni to przeszłości, mnie tylko rozdrażni i zepsuje dzień. Często piszę w swoich tekstach, że chcę dawać ludziom do myślenia, dlatego teraz też spróbuję coś w tym zawrzeć.
Na grupach polonijnych, na których siedzę, często słyszę o „głupich pytaniach” (które fakt, czasem inteligentne nie są), o tym, że „jakiś gość/baba oszukał mnie na hajs”. Takie historie słyszę nagminnie. Może jednak tak dla odmiany, spróbujmy przez jakiś czas odłożyć te topory wojenne i skupić się na tym co mamy. Mieszkamy w kraju, gdzie jest dużo słońca, gdzie można mieć wiele rzeczy w patyku, mamy gdzie spać i co jeść. A to już coś. Może to minimalizm, a może po prostu i mi się udziela ten świąteczny czas.
Jestem jednak świadom, że to też nie będzie wiecznie trwać. Nie minie dłuższy czas i znów wielu z nas rzuci się sobie do gardeł, ktoś będzie się wkurzał na drodze, a ja będę narzekał. To się nie zmieni. Można jednak znaleźć w sobie ten pierwiastek, może dziecięcej naiwności, i po prostu dla odmiany nie biec przez życie, ale usiąść i przyhamować. Zjeść coś ze stołu, wymienić się prezentami, albo i dobrym słowem, no i oczywiście co nieco wychylić (bo chyba nie myśleliście, że nic o piwku, bądź innym trunku, w moim tekście się nie pojawi, prawda?).
Czyli po prostu być ludźmi. Może czasem irytującymi, złymi, złośliwymi, ale koniec końców ludźmi. Bo nimi wszyscy jesteśmy. Niezależnie od tego skąd pochodzimy i gdzie mieszkamy.
Tego też spokoju ducha Wam życzę. Bo szczęście, pomyślność i zdrowie przyjdzie razem z tym z automatu. A przynajmniej, ja w to wierzę.
Zostaw swój komentarz: