Kiedy w grudniu 2019 roku pojawiały się pierwsze informacje o wirusie, każdy, prócz wykształconych epidemiologów, nie przewidywał konsekwencji, jakie ze sobą będzie niósł. Ludzkie dramaty, tragedie, masa żyć i planów kompletnie zaoranych. Teraz, w drugiej połowie 2021 r., jest niewiele lepiej. Co prawda nie ma już dramatycznych obrazków z dezynfekcji pustych ulic, ale niektórzy wciąż muszą się odnajdywać w nowej rzeczywistości.
Wiele osób mieszkających na wyspie to imigranci chcący, tak jak większość czytających tutaj osób, ciekawej przygody, lepszego życia, albo po prostu są ciekawi świata. Pracowali, mieszkali, jednak przez nowe realia zmuszeni byli wyjechać. Niektórzy tęsknili za domem, inni po prostu bali się, co nadejdzie jutro. Nie do zapomnienia są obrazki z początków 2020 r., kiedy rząd obiecywał programy pomocowe, lecz żadnych większych działań nie było. Dochodziło do dantejskich scen, protestów, w niektórych urzędach wybijano szyby. Social media przerzucały się informacjami o tym, gdzie, co i kto dostanie. Nikt nic nie wiedział, a to potęgowało atmosferę strachu, co skłaniało do wyjazdu.
Przechadzam się ulicami miast i widzę wywieszki „Staff Wanted”, wchodzę na strony internetowe i co rusz pojawia się jakaś oferta pracy. Sami restauratorzy mówią, że tak, praca jest, ale jak długo? Co jeśli nagle będzie trzeba się znowu zamknąć? Kto miałby na to czas? Rozmawiam z mężczyzną, Rumunem dla jasności, który mówi wprost „Nie wiem co mam zrobić, a co jeśli po miesiącu będę, znowu tu gdzie jestem? Mam wracać?”. Pytania potęguje fakt, że liczba przypadków często przypomina nie jakąś logiczną zmienną, a losowanie „Twojego Szczęśliwego Numerka”.
Niestety renesans przeżywa również najstarszy zawód świata. W różnych aplikacjach, stronach, czy nawet na Facebooku da się zobaczyć oferty od różnorakich osób. „Mogę być również osobą towarzyszącą!”, czytam w jednym ogłoszeniu. Zaciekawiony pytam, skąd taka „ścieżka kariery”, bo na zdjęciach widać bowiem, że bieda w oczy nie zajrzała, jakby można było się spodziewać w tych przypadkach. Dostaję odpowiedź. „Pracowałam w hotelu, niestety został zamknięty, a tak przynajmniej mam pieniądze. No i tak zostało, bo w sumie mi wygodniej”. Jak widać nowe „gałęzie gospodarki” znalazły podatny grunt w nowym społeczeństwie.
Mam wielu znajomych pośród ludzi, którzy wyjechali i pytam z ciekawości czy wrócą. Też nie wiedzą. Niby Cypr to realia, do których się przyzwyczaili, ale czy może nie jest bezpieczniej w Polsce? Niektórzy postanowili wyjechać do innych krajów. Niemcy, Holandia czy Dania przecież czekają z otwartymi ramionami. Jednak statystyki nie kłamią, Cypr jest obecnie stabilnym miejscem. Za 2020 r. wskaźnik bezrobocia (Statista) wyniósł 7,21%, co może nie brzmi jakoś szczególnie imponująco, ale w porównaniu do 2018 (8,3%), a zwłaszcza 2014 (16%), może napawać lekkim optymizmem. Tym bardziej że mówimy o roku pandemicznym.
Mimo wszystko jest ten strach o to, że wszystko zostanie wywrócone do góry nogami. Ministerstwo zachęca do szczepień, dokręcając śrubę niezaszczepionym. Niektórzy z tych, którzy są po szczepieniach z furią opór tych, którzy tego zrobić nie chcą. Restauratorzy i właściciele barów narzekają na brak personelu, a to wszystko jeszcze bardziej nakręca atmosferę niepokoju. Emocjonalne perpetuum mobile.
Także, gdy czytam pytania, czy warto przyjechać na dłużej na Cypr, odpowiadam, że warto, oczywiście. Czy można tu znaleźć pracę? Pewnie zależy od regionu, ale generalnie tak, zresztą na łamach tego portalu możecie zobaczyć oferty pracy. Jednak zastrzegam przed jednym. Nic nie jest trwałe, a jedyną pewną rzeczą w życiu są zmiany.
Zmiany, o których niestety nie wiemy ani my, ani właściciele, ani parlamentarzyści, a i pewnie sam prezydent tego nie wie.
Jak w tej czechosłowackiej komedii „Nikt nic nie wie”. Czy jednak można nazwać to komedią?
Zostaw swój komentarz: