Coral Bay. Godzina 21. Typowa niedziela dla większości śmiertelników. Fani futbolu jednak mają powody, aby w tej szarej obecnie rzeczywistości zacierać rączki. Zwłaszcza Polacy. Finał Ligi Mistrzów w którym to wystąpi Polak – Robert Lewandowski. Dla młodszych widzów/czytelników to nic niezwykłego. Przecież on jest świetnym piłkarzem. Mało kto pamięta jednak, że poprzednie lata były erą posuchy. Poza Jerzym Dudkiem w Stambule akcentów polskich na takim poziomie prawie nie było. No, może jeszcze Boruc w Celticu.
Cypryjczycy pytani przez ze mnie w większości mówią wprost – Bayern. Nie tylko dlatego, że PSG kibicom kojarzy się z finansowym zepsuciem tego sportu (tak, jakby inne kluby też nie miały dużej ilości pieniędzy i nie były korporacjami). Nie tylko z powodu Neymara, który, mimo geniuszu, jest definicją padolino, symulacji, których kunszt nie odbiega od najbardziej nowoczesnych symulatorów lotu. Chodzi też o niego. O Roberta Lewandowskiego, który – mimo że wciąż jest to negowane – wszedł do panteonu tego sportu. Nawet pomimo tego, że w finale nic nie strzelił (ależ my staliśmy się chciwi, co?).
Potrójna korona – Bundesliga, Puchar Niemiec, Liga Mistrzów. We wszystkich tych rozgrywkach król strzelców. Powiedzmy sobie wprost, jesteśmy świadkami jednej z tych historii, o których jeszcze będziemy wspominać przez dekady. Jeśli nie dłużej.
W sumie fajnie było patrzeć na tych Cypryjczyków, Brytyjczyków, Niemców i innych, którzy tak ekscytowali się meczem (w pojedynczych fragmentach, bo był dość nudny), że nie jedno piwo wylali. Ja, jako jednak smakosz tego trunku, dałem radę niczego nie wywrócić. Szkoda by było. Tak też Ci wszyscy ludzie patrzyli, jak po boisku biega 22 gostków w krótkich szortach, w tym jeden z naszego kraju.
Kiedyś Polska Cyprowi kojarzyła się, jeśli już się kojarzyła, z zimnem, alkoholem, ewentualnie drobną przestępczością, jeśli trafiliśmy na kogoś uprzedzonego. Teraz do tych skojarzeń dołącza sportowiec i to nie byle jaki! Mali Cypryjczycy biegający z jego koszulkami po boiskach to naprawdę powód do dumy.
Trochę takiej jednak dziwnej dumy, bo w sumie Cię to nie dotyczy, nic w tej sprawie nie zrobiłeś, a i tak uśmiechasz się jak ktoś biega z koszulką piłkarza z Twojego kraju. A może to efekt tego, że to nie jest takie częste? Gdybym był Brytyjczykiem bądź Brazylijczykiem to może by mi to zwisało i powiewało? Nie wiem, ale dziś nie ma co filozofować. Trzeba się cieszyć.
Byłem bowiem na meczu, widziałem tryumf m.in. kogoś z mojego kraju, wypiłem dobry trunek, a to wszystko w wielonarodowościowym gronie, w lokalu – kulturalnie.
A po wszystkim gdy wracałem do domu widziałem policjantów, którzy w radiowozie pijąc kawkę patrzyli na telewizor śledząc powtórki.
Cypr w całej swojej krasie.
foto: Instagram @_rl9
Zostaw swój komentarz: