Gdzie wolałabym być pochowana?

1 listopada to dla nas Dzień Wszystkich Świętych. Na Cyprze dzień jak co dzień, ale w Polsce wręcz przeciwnie, zawsze był wyjątkowy i niepowtarzalny.


Lekko mroźny, z nieśmiało wychylającym się słońcem zza chmur, które przebijając się przez różnobarwne, jesienne, lekko oszronione liście drzew oświetla twarze tłumnie wędrujących na cmentarz ludzi.

Jedni w samotności, inni nadciągają zewsząd z rodzinami, w mniejszych lub większych grupach. Na każdej ulicy i skrzyżowaniu policjanci kierujący ruchem drogowym. Samochody zaparkowane wzdłuż szosy, na parkingach i krawężnikach. Niektórzy przemieszczają się wolnym krokiem, inni w pośpiechu by zdążyć odwiedzić wszystkie groby przed zamknięciem bram cmentarnych.

Po drodze zatrzymują się przy stoiskach by kupić kolorowe kwiaty, znicze i lampiony. Białe i czerwone, niebieskie, żółte, zielone, tradycyjne ale także na baterie. Gdzie nie spojrzysz wszędzie są: w kształcie krzyża, anioła lub serca, plastikowe, szklane czy gliniane. Półki stoisk uginają się pod ciężarem towaru. Handel kwitnie i zapewni zmarzniętym sprzedawcom dochód na całe miesiące. W ten wyjątkowy czas, cmentarz jest niezwykle ożywiony, wszędzie ludzie ubrani w ciepłe kurtki, płaszcze, czapki, szaliki i zimowe obuwie.

ZOBACZ TAKŻE:
>>> „Polski” cmentarz na Cyprze >>>

Dla niektórych jest to istna rewia mody, co bogatsi stroją się w futra i eleganckie dodatki. Starsi i młodzi, stoją lub klęczą, modlą się lub płaczą, inni sprzątają nagrobki lub podlewają i układają kwiaty – przeważnie białe lub żółte chryzantemy, które w Polsce są właśnie na tę okazję.

Z każdej strony dochodzą głosy, dyskusje z napotkanymi członkami rodzin lub znajomymi. Słychać też śmiech bawiących się dzieci.

Po zachodzie słońca, kiedy nastaje mrok, wszystko dookoła zaczyna wyglądać magicznie.


Migające płomienie, kolorowe znicze i zapach wosku tworzą wyjątkową, ciepłą atmosferę. Liście drzew, poruszane jesiennym wiatrem szeleszczą, jakby szeptały. Cmentarz przestaje być straszny, wręcz przeciwnie, zaczyna być przyjazny i przytulny.

Wszędzie dookoła tańczą ogniki, wszędzie dookoła tłumy ludzi tworzą realne ciepło. W ten wyjątkowy dzień wszyscy stajemy się sobie bliscy, wspominamy zmarłych i rozważamy nad istotą życia, którego śmierć jest nieodłącznym kompanem.

W ten dzień biegnę myślami ku mojej rodzinie.

My, tutaj na Cyprze, a oni tam w Szczecinie, ci którzy jeszcze pozostali na tym świecie, moi najbliżsi i znajomi: mama Aniela, siostra Ania wraz z mężem Łukaszem i dziećmi Agatą, Zuzią i Antosiem, pani Basia – sąsiadka z osiedla, Magda – koleżanka ze szkolnej ławki, Monika – przyjaciółka ze studiów i wielu innych.

Dzięki Bogu jest ich jeszcze całkiem sporo.

Pamięć przywołuje postacie, których już z nami nie ma: tata Gienek, babcie: Gienia i Stenia, dziadkowie: Antoś i Władek, siostra cioteczna Agnieszka i brat cioteczny Robert, wujek Kazik i ciocia Janka. Koledzy osiedlowej paczki: „Agaciak”, „Kapral” i Paweł oraz wielu innych, których śmierć zabrała do siebie.
Wszyscy byli mi bliscy, każdy z nich miał wpływ na moje życie i każdy zapisał się inaczej w mojej pamięci.

Dziś, powinnam być tam, z nimi, na Cmentarzu Centralnym, na tym ogromnym szczecińskim cmentarzysku, będącym największym w Polsce i trzecim co do wielkości w Europie. Jedna z największych nekropolii świata…

Jestem tutaj, na Cyprze…

Przyświecając sobie telefonem z funkcją latarki, patrzę na mojego męża Przemka, i na moje dzieci ubrane w bluzy sportowe i krótkie spodenki z psem na smyczy, wędrujących przez ciemny cmentarz w Limassol.

Rozglądam się dookoła, widzę pustkę i czuję smutek. Oprócz nagrobków, które są nawet podobne do polskich, nie ma ani kwiatów, ani blasku kolorowych lampionów, ani zapachu zniczy, tylko gdzieniegdzie migoczą elektryczne lampki.

Nie ma oszronionych liści drzew, ani tłumu ludzi, nie ma rozmów, dzieci, samochodów, straganów, nie ma barw i magii polskiej jesieni. W Święto Zmarłych cypryjski cmentarz o zmroku jest pusty, ciemny i cichy. Nie jest magiczny, nie jest wyjątkowy, nie jest ciepły tak jak ten w Szczecinie. Nie ma atmosfery ani klimatu, które pamiętam sprzed 17 lat…

Dochodzimy do centrum cmentarza Agios Nicolaos – spoglądam w prawo, gdzie wznosi się okazały grobowiec Spirosa Kyprianou, cypryjskiego polityka, parlamentarzysty, ministra i drugiego prezydenta Cypru w latach 1977-1988.

Wyciągam z reklamówki świeczkę i zapałki.

Dominik mówi: „Mamo mogę zapalić?”
Veronika mu odpowiada: „Nie, jesteś za mały! Daj ja odpalę.”

Nagle, po wszystkich zakamarkach cmentarza echo roznosi głos szczekającej Fiony, która goni przestraszonego, biało-rudego kota.

„Mamo, a po co my tu przychodzimy co roku, przecież tu nikogo nie ma? Jest ciemno, boje się” – pyta Dominik.
„Widzisz synku ten zaniedbany grób? Idź z tatusiem proszę i zapal tam świeczuszkę” – mówię do niego zdawkowo.

Jest ich tutaj wiele, zaniedbanych i zapomnianych. Po chwili Veronika pyta:

Mamo a jak umrzesz to gdzie chcesz być pochowana, na Cyprze czy w Szczecinie…


Zostaw swój komentarz:
[itfruit_adrotate_by_category]

Discover more from Cypr24

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading