Powiem Wam szczerze, tak między nami. Nie lubię polityki. Powodów jest kilka. Od takich, że jej za dobrze nie rozumiem – więc się nie angażuję – po takie, że ona jest trochę jak trąd. Dotkniesz jej koniuszkiem palca, końcówką paznokcia, bądź też czegoś innego i już infekuje Cię, naznacza na całe życie. To jest dramatyczne.
A raczej smutne, bo zastanawiam się też, co implikuje takie reakcje pośród ludzi. To tak jakby wszędzie widzieć politykę i zdradzieckie mordy. Kupujesz skarpetki „Made in Pakistan”. Uuuu, zapewne te gnoje sprzedały ostatnie fabryki, bo pieniążki. Idziesz, nie wiem, do sklepu z literą w L w logo, to zapewne wspierasz niemiecki kapitał. Wszędzie konspiracje, wszędzie propaganda. Polecam w takim razie udać się do lasu, pospacerować. Ewentualnie nad morze, posłuchać szumu morza. A jeśli, i tam, zobaczycie polityczne machinacje, to zalecam udać się do psychiatry.
Moje poglądy wobec Pana Prezydenta są, delikatnie to ujmując, niezbyt przychylne. Jednak koniec końców to głowa państwa i skoro ktoś został zaproszony, to nie dziwne, że z tego zaproszenia skorzystał. To trochę tak jak przyjście na kolacji do tej teściowej z dowcipów. Nie chcesz iść, nie lubisz jej, masz masę spraw do załatwienia, nawet od biedy obejrzeć film o makakach na Discovery. Mimo wszystko jednak pójdziesz, bo wiesz, że brak obecności to afront i nie wypada.
Czytam tak te reakcje i się nadziwić nie mogę. Większość osób tak dumnie mówiących o „wstydzie” to osoby, których ten temat nijak nie dotyczy. Nigdy nie są, ani zaproszone nie były. Jednak jestem święcie przekonany, że na miejscu tam będących zrobiliby dokładnie to samo. Przecież to prawda stara jak świat. Najlepiej się liczy pieniądze cudze i wymaga heroizmu od kogo innego.
Bo my przecież zrobilibyśmy to samo na ich miejscu, prawda?
Moim okiem – ależ product placement – robienie z tego afery jest kompletnie bezsensowne. Jest tyle innych zagadnień dla naszej wyspy. Zima. Plaże. Turyści, którzy niedługo wyjadą. Noszenie masek. Nawet patrzenie rządowi na ręce, bo one lubią sobie (jak zresztą każdy rząd) zabrać jakieś pieniążki do bocznej kieszeni. Jak dla mnie to to są rzeczy i ciekawe, i ważniejsze, niż grupa ludzi, których nigdy w życiu nie spotkałem (i nie spotkam) spotykająca się z kimś, kogo w życiu nigdy nie spotkałem (i nie spotkam), a całe to zdarzenie ma na moje życie taki wpływ jak obsuwa na jakiejś plantacji ryżu w południowym Wietnamie. Żadne. Chodzi o żadne.
Jeśli wymagać – czy to heroizmu, buntu, czy jakichś cnót, to od siebie. Nie przelewajcie ich na inne jednostki.
Bo tak przecież jest najłatwiej – ale czy etycznie?
foto: KPRP
Zostaw swój komentarz: